niedziela, 19 maja 2013

Wspomnienie II


"Huggin' and a kissin', dancin' and a lovin',
wearin' next to nothing
Cause it's hot as an oven"
Acid Drinkers - Love Shack



   Szturchnęłam ukochanego w ramie i usiadłam na łóżku. Mruknął tylko coś pod nosem. Skrzyżowałam nogi po turecku i kolejny raz potrząsnęłam ciałem siatkarza.
-Wstawaj! –szepnęłam. –Spóźnimy się. –uderzyłam męża w udo. –Zbyszek! Wstawaj, wstawaj wstawaj!  -nic.
   Zrezygnowana westchnęłam. Siatkarz przekręcił się z jedno, na drugi bok, tak, że teraz leżał twarzą do mnie. Postanowiłam zastosować nową technikę. Może podziała na tego śpiocha.
-Kochanie! –mruknęłam do Jego ucha. –Strasznie chce mi się seksu. –wyszeptałam.
   Atakujący szeroko otworzył jedno oko i z wielkim uśmiechem pociągnął mnie w dół, tak, że opadłam na Jego brzuch. Po chwili przekręcił się i przygniótł mnie swoim ciałem do łóżka. Zaśmiałam się głośno. Wyprostowałam ręce zmuszając Go do odsunięcia się ode mnie.
-Zaspaliśmy? –spojrzał na mnie ze zdziwieniem w oczach.
-Wiesz, gdybyś prędzej się spakował, to mielibyśmy jeszcze godzinę wolną. –z zaciekawieniem oglądałam moje paznokcie.
   Spojrzał na mnie z politowaniem i zaczął całować moje ramiona, szyję, każdy centymetr twarzy. Kolejny raz rozprostowałam ręce.
-Spakowałem się. –powiedział, widząc znak zapytania w moich paczadełkach.
   Jego dłonie powędrowały na moje plecy. Powolnie, bardzo leniwie wpił się w moje wargi. Ręce znajdowały się już pod moją koszulką, kiedy odsunął się i spojrzał prosto w moje oczy.
-Lill -westchnął -będzie już tak zawsze, prawda? -przytaknęłam i zmarszczyłam brwi. -Tak strasznie ciebie kocham. Ja.... -przetarł twarz dłońmi. -Jest tyle rozwodów. Kocham cię i nie chcę bez ciebie żyć.
-Ja ciebie też kocham. -uśmiechnął się.
-Musimy wstawać. Chcę jeszcze sprawdzić czy wszystko mamy. -skrzywiłam się, a Bartman tylko cicho się zaśmiał. -Odbijemy to sobie.
   Biegał po mieszkaniu i co chwila przypominał sobie o czymś czego jeszcze nie ma w walizce. Śmiałam się z Niego głośno, na co tylko się denerwował i co jakiś czas rzucał mi gniewne spojrzenia.
   Na lotnisko dotarliśmy dwie godziny przed odlotem. Pewnie bylibyśmy prędzej, gdyby nie guzdrząca się ja w łazience, ale co ja zrobię na to, że z worami pod oczami wyglądam okropnie?! Oczywiście siatkarz jęczał mi nad uchem jak bardzo nie lubi, kiedy mam na sobie tapetę. Od razu zaczęłam się śmiać, że tapety to on chyba nigdy nie widział.
   Lot minął spokojnie. Prosto z budynku udaliśmy się do niewielkiego domku w Tanah Lot. Z zewnątrz biały, surowy , niezbyt ładny. Miał słomkowy dach, a na zewnętrznym parapecie stał niewielki czerwony kwiatek w brązowej doniczce. Średnio przypominał już żywą roślinkę. Zaśmialiśmy się z Bartmanem. Gdy jednak zdecydowaliśmy się przekroczyć próg domku okazał się być on w mega super stanie. Genialny! Chodziliśmy od jednego,  do następnego pomieszczenia z otwartymi ustami.
-Co robimy?
   Zbyszek rzucił mi pytające spojrzenia, a zaraz potem oboje pobiegliśmy w kierunku niewielkiej kuchni.
-Myślisz, że świeże? –wskazałam na koszyk egzotycznych owoców.
-Jemy?
   Kolejny raz rzuciliśmy się – tym razem właśnie na witaminki.
-Jesteśmy walnięci! –skwitował w pewnym momencie Zbych. –Jesteśmy naprawdę walnięci!
   Po posileniu się postanowiliśmy nawiedzić plaże. Piasek w przepięknym odcieniu przelatywał przez palce naszych stóp. Był gorący. Woda była tak przejrzysta, że pewnie na środku oceanu można zobaczyć jego dno. Dziwne było to, że byliśmy na miejscu tylko my i jakaś starsza para. Od razu pognaliśmy do wody. Była ona ciepła co najmniej jak piasek. 
   Nagle niebo zalało się ciemnymi chmurami. Oczywiście olaliśmy to i korzystaliśmy dalej z uroków gorącej wody. Oczywiście lunął deszcz!
   Zdyszani wpadliśmy do domku śmiejąc się z naszego zachowania i pisków na widok ulewy. Od razu zrzuciliśmy z siebie mokre ubrania.
-Co czułaś, kiedy pierwszy raz mnie zobaczyłaś? –wypalił ubierając suche spodnie.
   Pamiętam dokładnie tamtą sytuację. Maj. Kilka lat temu. Bardziej banalnego spotkania nie mógł by nikt sobie wyobrazić. Wpadliśmy na siebie w Warszawie. Mieliśmy mały problem z dogadywaniem się, z powodu mojego, średniej jakości polskiego. Zbyszek koniecznie chciał mnie przeprosić za „potrącenie”. Oczywiście prosiłam, żeby dał sobie z tym spokój, ale nie chciał dać za wygraną. W końcu uległam i po uprzednim odprowadzeniu mnie przez Niego do domu, umówiliśmy się na następne spotkanie.
-Chyba nic. –uśmiechnęłam się do Niego przepraszająco.
 -A mi od razu wpadłaś w oko! –uśmiechnął się i objął mnie ramieniem. –Wyobraź sobie, że stoisz na samym szczycie, wysoko nad ziemią. Jak wrażenia?
-Niedobrze mi. –powiedziałam rozbawiona.
-Psujesz wizje! Widoki? Jakie widoki?
-No chyba mega! –zaśmiałam się.
-Noo! Ja tak właśnie miałem, jak ciebie zobaczyłem. –pocałował mnie w skroń. –A nawet jeszcze lepiej. Moja najwspanialsza, najukochańsza. Oh! Kocham cię kochanie, wiesz?
-Ja ciebie też.
   I w ten oto sposób pozbyliśmy się zalegających na nas ubrań, aby kolejny raz unieść się w akcie miłości.
   Czułość siatkarza była dla mnie czymś niesamowicie rzadko spotykanym. Każdy gest, uśmiech, dotyk dedykowany tylko dla nas. Idealnie pasował do siebie każdy ruch. Dopełnialiśmy się, byliśmy jednością.

   Następny dzień. Pogoda niestety nie dopisała. Nam jednak to nie przeszkadzało. Codziennie dowiadywaliśmy się o sobie coraz to nowych rzeczy. Odkrywaliśmy się nawzajem. Wiedzieliśmy, że nasze małżeństwo właśnie takie będzie, że w pewnym sensie nigdy nie będziemy wiedzieli o sobie wszystkiego. Jeszcze przed rozpoczęciem związku umieliśmy siebie zaskoczyć. Może właśnie dlatego wciąż tak bardzo nas do siebie ciągnęło? Może dlatego, że oboje byliśmy zagadkami? 

*

Elo Kochani!
Strasznie się cieszę, że Was mam. Tym bardziej, kiedy wszystko się jebie :/
U kogoś w komentarzu zostawiłam, że strasznie się cieszę na weekend w domu, ale wiecie... No bywa :(


Mam do Was prośbę - komentujcie!

Jeśli chodzi o długości rozdziałów - to zależy od tego, jak Lilly ze mną współpracuje ;)]
Oczywiście jako że są to wspomnienia, to one mają być różnej długości i (że tak to ujmę) "co jakiś czas"
Inaczej będzie kiedy zacznie się coś w stylu "jak jest dzisiaj"


Jeszcze jedna prośba! Gdyby był ktoś, kto jest gotowy dla mnie zrobić filmik o opowiadaniu to bardzo proszę! Bardzo mi zależy, aby był on w pełni moim pomysłem, a niestety tyle co przeczytałam "oferty" blogów zwiastunowych jest to w pewnym sensie ograniczone. Po prostu chciałabym nawiązać z osobą, która by takowy wykonywała kontakt, aby konsultować się w jego sprawie. Właśnie to jest ta różnica, pomiędzy filmikami "na zamówienie", a omówionymi między wykonawcą, a autorem opowiadania. 

W pełni wyczerpałam komentarz autorski :D

Polecacie jakieś piosenki, na melancholijny nastrój?

Pozdrawiam! Miłego tygodnia!

12 komentarzy:

  1. Rozdział świetny, takiej podróży poślubnej tylko można pozazdrościć. A te ich dialogi są takie naturalne, prawdziwe - za to wielki plus. I nie mów mi, że ty nie piszesz wspaniale, bo Cię zabiję.
    A co do piosenki to na przykład True Colors, Mad World, Read all about it (part III) czy Think Twice zależy co kto lubi jak chcesz to mogę Ci podać więcej piosenek ;)
    Do następnego :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oooo :)
      Piosenek nie znałam :D
      Zazwyczaj słuchałam w takich momentach "Going going gone" Kielicha, ale dzisiaj nic nie dało.
      Jeszcze raz napiszę: przeczytaj Twoje opowiadanie, porównajdo mojego i zadaj sobie pytanie, kto tutaj świetnie pisze?

      Co do następnęgo to będzie teraz trochę ciężko, bo wkurzyłam jednego takiego wykładowce (brawa dla mnie!), ale typ jest straszny i teraz kuje na jego zajęcia :(

      Usuń
    2. Ty, ale to pewnie dlatego, że każdy autor podchodzi do swojego opowiadania krytycznie i chyba aby rozstrzygnąć nasz problem potrzebowałybyśmy trzeciej osoby.
      Współczuje wkurzenia wykładowcy i życzę miłej nauki ;)

      Usuń
    3. Dobra teoria :***
      Ja strasznie cieszę się, że ktoś to czyta i chyba tylko dlatego piszę :)
      Ej bo koleś jest nienormalny!
      I powinien się leczyć, a nie uczyć.

      Usuń
  2. Hej. ;) Wpadłam przez zupełny przypadek i zostaję sobie tu na dłużej. :) Może dlatego, że widzę tu małe podobieństwo do swojej historii, która również zaczyna się od ślubu xd Napisane jest również dobrze, więc zostaję tym bardziej! ;D
    Pozwól, że się na temat tej dwójki dziś nie wypowiem, bo jeszcze nie mam o nich zdania oprócz tego, że się naprawdę kochają. :)
    Jeżeli chodzi o krytykę własnego pisania, to chyba nie jest to możliwe. Ja bynajmniej tego nie umiem. :D I czasem serio się dziwię, że dostaję jakiekolwiek pochwały, gdzie wymordowałam dany rozdział xd Także tak już z nami, autorami opowiadań jest. ;) Samokrytyka jest dobra, bo nie świadomie staramy się robić coś dobrze. Osoby, które są pewne, że dobrze piszą, przeważnie tego nie robią. Nie mówię, że wszystkie, ale ostatnio właśnie doszłam do tego wniosku.
    Przepraszam, że zostawiam bezsensowny komentarz, ale mnie jakoś tak naszło xd Zapisuję do obserwowanych, ale jak masz gg, to możesz też pisać: 44184778
    Buziaki, Happiness ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jest bezsensowny :D
      Może dobrze, że nie wyrobiłaś sobie zdania na temat bohaterów, bo mogą nieraz zaskoczyć mnie samą. Oooo! Już widziałam linki do blogów i na pewno zajrze :D
      Jak mi się nie spodoba to nie zostawie komentarza ;) Żart! Przeczytałam już prolog i rzeczywiście początek troszeczkę podobny, ale żeby nie było nie miałam pojęcia o Twoim opowiadaniu. Zobacze jak u Ciebie jest dalej, bo nie chciałabym jeszcze powtarzać... Nie taki mam przecież plan, ale myślę, że mój znacznie się różni, co uda mi się oddać (oj! Oby) już w następnym wspomnieniu.
      Nooo! Ja sam pomysł mam, a potem morduje rozdział przez tydzień i co chwila coś zmieniam, a i tak nie jest to, co chciałam zobrazować :(
      Buziaki również =)
      Podejrzewam, że jeszzcze w ciągu kilku dni "zobaczymy się" u Ciebie w komentarzach!

      Usuń
    2. Nawet nie podejrzewałam Cię o to, że coś tam ... wiesz. :) Samo to, że ja piszę o Bartku, a Ty o Zbyszku. ;D Może nie zmieniaj tyle? Strata weny na zmiany. Lepiej napisać drugi. ;) Ja bynajmniej przyjęłam taką taktykę. :)

      Usuń
    3. Tak, może to dobry pomysł...
      Znaczy wiesz, mam już napisany, ale jakieś słowo mi nie odpowiada, co innego by brdziej pasowało - już nawet nie mówię o wyboże piosenki, że ojejku :D

      Usuń
  3. Hohohoh, jak mi się podobają takie małżeńskie zaloty. ♥ Są tacy słodcy, że aż chciałoby się ich schrupać! :3
    Jak narazie przeczytałam jeden rozdział, ale nie myśl sobie, że zamierzam poprzestać! ONIENIENIENIE! Idę czytać dalej, bo przecież po coś na 12:20 do szkoły się ma! ;>
    Pozdrawiam cieplutko! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha!
      Ja mam jutro wcześnie rano wykłady...
      Ostatnio przyzwyczaiłam się do takich na dziesiątą czy jedenatką, a teraz mam na wpół do ósmej być.
      Słodcy?
      Zaloty =)
      Samiec A i tak dalej - tak mi się skojarzyło z Twoim opowiadaniem.

      Dobranoc, bo nie wstanę :>

      Usuń
  4. Ładniutko, milutko i słodziutko tutaj jest ;) Zbysio z Lilli się kochają i rozkoszują się miłością. Powtórzę się, ale jestem bardzo ciekawa jak ich życie potoczy się dalej ;)

    Pozdrawiam! /G.

    OdpowiedzUsuń